Jolanta Zawadzka zajęła pierwsze w powiecie malborskim i trzecie miejsce na Pomorzu w kategorii Pielęgniarka/Pielęgniarz Roku w Plebiscycie Medycznym Hipokrates 2024. Na co dzień jest pielęgniarką koordynującą w Pracowni Endoskopii Gastroenterologicznej w Szpitalu im. Dr Jadwigi Obodzińskiej-Król w Malborku.
Jak czuje się jedna z trzech najpopularniejszych pielęgniarek w województwie pomorskim? Jak przyznaje Jolanta Zawadzka, pielęgniarka koordynująca z Pracowni Endoskopii Gastroenterologicznej w Szpitalu w Malborku, nie śledziła na bieżąco wyników wojewódzkich. Wcześniej cieszyła się, że w Plebiscycie Medycznego Hipokrates, organizowanym przez „Dziennik Bałtycki” zajęła pierwsze miejsce w kategorii Pielęgniarz/Pielęgniarka Roku 2024 w powiecie malborskim.
Ale jak widać, zaskarbiła sobie sympatię wielu pacjentów w całym regionie, bo na szczeblu wojewódzkim zajęła trzecie miejsce.
Jak w ubiegłym roku po raz pierwszy otrzymałam nominację w plebiscycie, to nie kryłam wzruszenia. To jest niesamowity dar od drugiego człowieka. Cieszę się, że ktoś docenił, ktoś zauważa moją pracę. W tym roku był dla mnie szok, że otrzymałam nominację drugi raz z rzędu – mówi Jolanta Zawadzka.
Cztery dekady w malborskim szpitalu
Przygodę z pielęgniarstwem rozpoczęła 42 lata temu.
– Moja babcia bardzo mnie do tego namawiała. Kiedyś wydawało się, że pielęgniarki to taki wspaniały zawód, bo są czyściutkie, chodzą w białych fartuszkach, z czepeczkami, takie ładne. Więc to babcia mnie ukierunkowywała. Mówiła: „Dobrze by było, Jolu, jakbyś poszła do szkoły medycznej”. Zawsze miałam w sobie dużo empatii, byłam bardzo wrażliwa na czyjąś krzywdę, chciałam pomagać, więc poszłam do szkoły dla pielęgniarek. Złapałam od razu bakcyla, pewnie babcia mnie bardzo dobrze znała, więc wiedziała, że się spełnię w tym zawodzie.
Co ciekawe, Jolanta Zawadzka od początku pracuje w malborskim szpitalu.
Moja przygoda ze szpitalem zaczęła się na oddziale noworodkowym, ale później urodziłam córeczkę i gdy wróciłam do pracy, trafiłam na oddział dziecięcy. A stamtąd przeszłam na chirurgię, gdzie byłam pielęgniarką zabiegową – opowiada Jolanta Zawadzka.
Spotykamy się w pracowni endoskopowej.
– Ta pracownia to jest takie moje „dziecko”, tworzyłam ją od podstaw, więc cieszę się, że kwitnie, że się rozwija, że mamy coraz lepsze warunki. Porównując do tego, co było, gdy pracownia rozpoczęła działalność, to jest jak mercedes i duży fiat – tłumaczy.
Historia szpitalnej endoskopii sięga początku lat 90. ubiegłego wieku.
– Nawet nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy to dokładnie było. Zaczęło się na oddziale chirurgicznym. Pierwsze gastroskopie wykonywane były przy użyciu Olimpusa pochodzącego z darów. Wówczas wykonywaliśmy jedno czy dwa badania dziennie, czasem i jedno na tydzień. Takie były początki i wszyscy się tego uczyliśmy – przyznaje Jolanta Zawadzka.
Później endoskopia trafiła do… piwnicy budynku szpitalnego. Miejsca wystarczyło na gabinet, myjnię sprzętu i pokój socjalny.
– To były warunki, jak za króla Ćwieczka, nawet pacjenci nie mieli toalety na początku – wspomina.
Ostatecznie pracownia działała na tej najniższej kondygnacji do wybuchu pandemii koronawirusa. Wtedy przeniosła się na chwilę na oddział ginekologiczny. We wrześniu 2023 roku rozpoczęła działalność w zupełnie nowym miejscu, na trzecim piętrze głównego budynku szpitala.
Teraz pracownia wykonuje ponad 100 badań tygodniowo, zarówno na potrzeby szpitala, jak i ambulatoryjnie. Wszystko wygląda idealnie, a pacjenci mogą poczuć się niemal komfortowo, o ile można tak powiedzieć o gastroskopii czy kolonoskopii.
– Wszyscy pacjenci się boją, nie ma tutaj odważnych. To są tak inwazyjne badania, że nie ma sytuacji, by pacjent się nie bał – mówi Jolanta Zawadzka.
Dlatego tak ważne jest nastawienie personelu, który jest też czasem psychologiem dla badanych.
– Wspieramy pacjentów, żartujemy z pacjentami, by rozluźnić ich „na dzień dobry” – zapewnia Jolanta Zawadzka.
„Uśmiech pacjenta to jest rekompensata za wszystko”
Jolanta Zawadzka podkreśla, że nigdy przez myśl jej nie przeszło, by zrezygnować z zawodu pielęgniarki. Nawet jeśli w przeszłości było dużo gorzej, a kondycja finansowa szpitala była tak zła, że personel, a więc i pielęgniarki, nie otrzymywały pensji.
Praca pielęgniarki jest wszędzie ciężka. To trochę niewdzięczny zawód. Minusem jest „patogen stresogenny”, ponieważ poczucie odpowiedzialności za pacjenta potrafi dużą presję na człowieku wywrzeć i nie każdy potrafi sobie z tym poradzić. Innych minusów nie widzę. Nawet gdy zarabiałam mało, to byłam zadowolona ze swojej pracy. Dowodem jest to, że w jednym zakładzie pracuję przez tyle lat – Jolanta Zawadzka krótko podsumowuje cztery dekady swojej pracy.
Jej nastawienie i do pracy, i do życia sprawia, że dostrzega zdecydowanie więcej plusów.
– Jeśli widzę, że mogę pomóc i pacjent taki radosny wychodzi i cieszy się i mówi uśmiechnięty, że takiej pracowni to on nigdzie nie widział, to jest miód na moje serce – zapewnia pielęgniarka koordynująca.
Jej zdaniem, pozytywną stroną pracy w zawodzie pielęgniarki jest również prestiż.
Co by nie mówić, mimo tego, że byłyśmy przez lata niedoceniane, to prestiż bycia pielęgniarką był zawsze. I też to, że mogę komuś pomóc, że jestem w stanie pomóc. Nie siedzę z boku, nie patrzę na to, co się dzieje – wyjaśnia Jolanta Zawadzka.
Miała dwie takie sytuacje poza szpitalem, gdy ruszyła na pomoc, nawet się nie zastanawiając.
– Pierwsza była w czasach liceum. Dosłownie przy moim domu doszło do wypadku samochodowego. Byłam w czwartej klasie, a nauka trwała pięć lat. Reanimowałam człowieka aż przyjechało pogotowie i pan doktor był zachwycony. To było pierwsze uznanie, bo usłyszałam: „Będzie z ciebie super pielęgniarka” – pani Jolanta do dzisiaj pamięta tamte słowa.
Druga sytuacja miała miejsce również po wypadku, któremu uległ rowerzysta. Ale na oddziale chirurgii pani Jolanta odebrała nawet kiedyś poród.
– Byłam jeszcze młodziutka, pracowałam na zmiany i przyszłam na dyżur. Urodził się wówczas chłopiec, mama miała w domu córki, więc był traktowany jak królewicz – wspomina.
Jak przyznaje nasza koleżanka, nawet jeśli nie zawsze jest różowo, to wszystko zmienia się pod wpływem reakcji pacjentów.
– Ich wdzięczność, ich uśmiech to jest rekompensata za wszystko. Może to banalnie brzmi, ale na mnie działa. Ta praca jest naprawdę dobra. A teraz jako pielęgniarki jesteśmy też doceniane i możemy w końcu godnie zarobić – uważa Jolanta Zawadzka.